- Był pięćdziesiąty dziewiąty rok
Pamiętam ten grudniowy dzień
Gdy ośmiu mężczyzn zabrał sztorm
Gdzieś w oceanu wieczny cień
W grudniowy płaszcz okryta śmierć
Spod czarnych nieba zeszła chmur
Przy brzegu konał smukły bryg
Na pomoc "Mona" poszła mu.
Gdy przyszedł sygnał każdy z nich
Wpół dojedzonej strawy dzban
Porzucił, by na przystań biec
Wyruszyć w ten dziki z morzem tan!
A fale wściekle biły w brzeg
Ryk morza tłumił chłopców krzyk
"Mona" do brygu dzielnie szła
Lecz brygu już nie widział nikt
Na brzegu kobiet niemy szloch
W ramiona ich nie wrócą już
Gdy oceanu twarda pięść
Uderzy w ratowniczą łódź!
I tylko krwawy słońca dysk
Schyliło już po ciężkim dniu
Mrok okrył morze, niebo, brzeg
Wiecznego całun scieląc snu
Wiem dobrze, że synowie ich
Też w morze pójdą, kiedy znów
Do oczu komuś zajrzy śmierć
I wezwie ratowniczą łódz
|
e H7 e (a G a)
C e H (a e)
e C e G (a e)
a H7 e (d e a)
|